OD ZAWSZE WSZĘDZIE SŁYSZAŁEM MUZYKĘ – ARCHIWALNY WYWIAD Z TOMASZEM MIKĄ

19 lipca światło dzienne ujrzał najnowszy singiel @Tom Mika. Zachęcając do odsłuchania, polecamy archiwalny wywiad, który ukazał się w BIM-ie w maju 2020r. Podczas rozmowy z Konradem Wójcikiem, Tomasz opowiedział o swoim debiutanckim albumie „Pył”, inspiracjach i muzycznych początkach oraz o tym jak początkujący muzyk może odnaleźć się w pandemicznej rzeczywistości. Nowe nagrania Tomka stylistycznie mocno odbiegają od tych zawartych na omawianym krążku. Warto przeczytać, by przekonać się, jak wiele może zmienić się przez zaledwie dwa lata.

Od zawsze wszędzie słyszałem muzykę”

Rozmowa z Tomaszem Miką, brzeskim wokalistą, który wydał niedawno swój debiutancki album „Pył”

Dlaczego akurat „Pył”?
– Płyta jest bardzo zróżnicowana, dlatego na jej nazwę nie chciałem wybierać tytułu czy motywu którejś z piosenek. Ten album to dla mnie zbiór dobrych, pozytywnych wrażeń. Zastanawiałem się, jakie słowo może określić nośnik tych emocji. Pył budzi ciepłe skojarzenia, ale również tajemnicę, coś do odkrycia. To krótkie słowo, które nie jest nacechowane negatywnie.


Gdybym musiał określić swoją płytę jednym zdaniem…

– …powiedziałbym, że jest to płyta retro o tanecznym, lirycznym i alternatywnym klimacie.

Każdy artysta ma na swojej płycie utwór, do którego jest szczególnie przywiązany. Jak wygląda to w Twoim przypadku?

– Wielu artystów odpowiada na takie pytania, że nie powinno się nikogo pytać o to, które ze swoich dzieci najbardziej kocha. Powiem może o utworze najbardziej osobistym. Jest to „W podcieniach stałem”, można interpretować go bardzo swobodnie, ale dla mnie ma wiele osobistych znaczeń.


Gdy pierwszy raz zetknąłem się z tym utworem, usłyszałem na niej najwięcej tego Tomka, którego znamy z brzeskiej sceny. Choć to zaledwie jedno z wielu Twoich wcieleń.

– Tak naprawdę cała ta płyta jest moim poszukiwaniem stylu, wcielenia… Jak już mówiłem, jest przez to bardzo różnorodna, co sprawia, że dla niektórych może nie być najprostsza w odbiorze.


Tą różnorodność obrazuje choćby utwór, który promuje płytę, czyli „Tylko tylko”, do którego powstał teledysk. Dlaczego postawiłeś na niego?

– Można powiedzieć, że ze względów czysto showbiznesowych…


Show jest na pewno…

– (śmiech) no tak, utwór jest żywy, taneczny. Nie chciałem na samym początku serwować publice jakiejś poetyckiej głębi, która mogłaby zostać odebrana pretensjonalnie. To jednak nie jedyny utwór, który będzie mocniej promowany.

Słyszałem opinie, że ta piosenka to nie jest szczyt twoich możliwości, że utwór jest zbyt prosty. Co ty na to?

– Ciężko odpowiedzieć mi na to pytanie, bo nie odbieram tego w ten sposób. Tekst jest niezwykle szczery, opowiada o sprawach, o których chciałem mówić tak a nie inaczej, czyli właśnie w sposób prosty, bezpośredni. Starałem się, aby płyta była na określonym poziomie i ten utwór wcale go nie
zaniża. Zresztą wbrew pozorom wcale tak prosty on nie jest, ale rozumiem, że część publiczności, która znała mnie głównie z tej wrażliwej strony, może być zaskoczona.

Idealnym uzupełnieniem utworu jest teledysk, dzięki niemu piosenka nabiera innego wydźwięku. W teledysku masz dość niecodzienny wizerunek. Kolorowa marynarka, oczy podkreślone kredką…

– Był to swego rodzaju eksperyment. Chciałem trochę namieszać, zwrócić na siebie uwagę, może nawet niektórych poddenerwować. Mam do siebie duży dystans (tak mi się przynajmniej wydaje) i bardzo komfortowo czuję się, nakładając na siebie różnego typu maski. Gama środków wyrazu jest w przypadku teledysku niezwykle szeroka, a jako, że w tym przypadku konstrukcja była dość prosta, chciałem wzbogacić klip, wplatając w niego wampiryczny charakter wykreowanej przeze mnie postaci.

Okładka albumu “Pył”


Ile czasu zajmuje wydanie płyty? Chodzi o sam proces produkcyjny, czyli okres od napisania
ostatniego utworu, aż do momentu gdy mamy płytę w dłoniach.

– Same nagrania w studio zajęły nam miesiąc, miks i mastering trwał później dwa miesiące. Zakładając
jednak, że trzeba wcześniej znaleźć muzyków, przekazać im materiał, grać próby, nagrywać wersje robocze, udoskonalać aranżacje, to ten proces się wydłuża. W tym przypadku były to dwa lata. W tym czasie skończyłem również studia architektoniczne i założyłem rodzinę, nie było więc tak, że
poświęcałem temu projektowi każdą wolną chwilę.


Myślałeś o tym, by wysłać materiał do jakiejś większej wytwórni, czy od razu postawiłeś na to, by
wydać go własnym sumptem?

– Zdecydowałem się zrobić to sam, ponieważ wiedziałem, że materiał jest bardzo zróżnicowany, a obca wytwórnia nie daje całkowitej swobody działania. Ta płyta to dla mnie wstęp, sprawdzenie na co mnie stać. W przyszłości rozważam podjęcie współpracy z jakąś wytwórnią, o ile oczywiście
pojawi się interesująca oferta.


A talent-show? To dobry sposób na zdobycie popularności?

– Obecnie jest to najprostszy sposób, ale nie uważam, że popularności trzeba szukać za wszelką cenę. Wiem zresztą z doświadczeń moich znajomych, że nie wygląda to tak kolorowo jak w telewizji.


To trochę droga na skróty. Często trafiają tam osoby młode, niedoświadczone.


– Myślę, że byłbym gotowy zgłosić się do któregoś z tego typu programów, ponieważ mam już pomysł na siebie, wiem jaką drogą chcę iść. Dla mnie taki występ byłby więc świetną formą promocji. Gdy oglądam te wszystkie młode osoby tam występujące, widzę, że nie wiedziały, na co się piszą. Czasem jest mi ich nawet szkoda. Mnie nie interesuje taka popularność, imponują mi artyści, których fani lubią za ich muzykę a nie za to, że są znani.


Gdy pierwszy raz przygotowywałem się do tej rozmowy, słowa takie jak „kwarantanna”, czy „izolacja” nie gościły jeszcze tak często w mowie codziennej. Musiałem więc większość z nich zmienić a niektóre całkowicie usunąć. Podejrzewam jednak, że to i tak niewiele w porównaniu z tym, ile zmian zagościło u ciebie. Musiałeś nieco zwolnić?

– Zwolnić przede wszystkim jeżeli chodzi o działania związane z koncertami. Miałem już zaplanowaną małą trasę po południowej Polsce, m.in. w Brzesku, Rzeszowie, Nowym Sączu czy Krakowie, gdzie
7 maja miał odbyć się koncert premierowy. Wolę jednak dostrzegać szansę w takich sytuacjach. Mam więcej czasu, by np. nagrać kilka materiałów do mediów społecznościowych. Mam też wiele pomysłów związanych z kolejną płytą. Koncerty przeniesione są na październik.


Ostatnio w MOK-u odkurzamy archiwalne materiały. Przypomniało mi to, że odgrywałeś bardzo ważne role w dwóch największych widowiskach jakie realizowaliśmy na naszej scenie, czyli w Buen Camino i Strasznym Dworze. Jakie masz wspomnienia związane z tymi wydarzeniami?

– Buen Camino na pewno nauczyło mnie tego, że zawsze warto stawiać na coś autorskiego, bo tworzenie czegoś od zera jest wartością samą w sobie. Musiałem przełamać swoją strefę komfortu. W jednym z utworów musiałem śpiewać w trzech rejestrach, co było bardzo trudne. A Straszny Dwór? Porwaliśmy się z motyką na słońce (śmiech). Organizacyjnie przedsięwzięcie wydawało się niewykonalne. Jako amatorzy mieliśmy stworzyć operę. I udało się! Szczerze mówiąc, nie jestem do końca zadowolony z mojego występu, pomimo że aria Stefana (czyli jeden z najważniejszych momentów spektaklu) w moim wykonaniu wielu osobom bardzo się podobała.

Sesja fotograficzna do płyty “Pył”


Za Buen Camino otrzymaliście od parafii św. Jakuba ordery Bonum Operanti, których jak się
okazuje byłeś projektantem.

– Zaprojektowałem jedynie rewers. Studiowałem wtedy architekturę. Proboszcz Józef Drabik o tym wiedział, więc właśnie mnie poprosił o przygotowanie projektu. Była to ryzykowna propozycja, bo wbrew pozorom nie wszyscy projektanci dobrze rysują (śmiech). Udało się jednak, a ludzie do dziś te ordery otrzymują.


Pamiętasz swoje początki na scenie MOK-u?

– To ciekawa historia, bo nigdy nie zapisałem się do MOK-u na lekcje śpiewu. Chciałem nauczyć się grać na pianinie. Problem był jednak taki, że dwaj moi starsi bracia również chcieli w przeszłości opanować ten instrument, ale szybko stracili zapał. Rodzice uznali więc, że ze mną będzie podobnie i nie posłali mnie na lekcję, kiedy byłem dzieckiem. Zapisałem się na lekcje sam dopiero w wieku 14 lat. Pianino udało mi się na szczęście opanować. Śpiewać solo zacząłem na akademiach i konkursach w gimnazjum, dzięki czemu pan Krzysztof Szydłowski zaprosił mnie do wzięcia udziału w pop-oratorium
o błogosławionej Karolinie. Potem były „Musicale”, a pierwsza moja poważna rola to zastępstwo Andrzeja Lenarta w Księżniczce Czardasza wyreżyserowanej przez Ewelinę Stępień. Spektakl wystawialiśmy w teatrze Solskiego w Tarnowie. Podobało mi się, że instruktorzy Ośrodka Kultury zawsze traktowali nas poważnie, chcieli byśmy się rozwijali, na scenie nie było zawiści…


Zbliżając się do końca, wróćmy do tematu muzyki. Dlaczego jest ona jedną z najważniejszych rzeczy w twoim życiu?

– Od zawsze wszędzie ją słyszałem. Szedłem gdzieś i nagle do mojej głowy wpadały dźwięki i teksty, z którymi bardzo chciałem coś zrobić. Zawsze miałem też wiarę w te pomysły, mimo że na początku były one banalne, wręcz infantylne. Nie liczyłem nigdy na gratyfikację finansową. Nie oczekiwałem,
żeby coś z tego mieć, bo często nie ma się nic, nawet wychodzi się „na minus”. Nie chodzi też tylko o rozgłos. Cieszę się, że mam w sobie tę wiarę, że nawet, jeżeli robiłbym to dla kilku odbiorców, to i tak
warto. Jeżeli widzisz, że twoja twórczość kogoś poruszyła, że ma dla niego autentyczny sens, to niczego więcej nie potrzebujesz. Jest w muzyce coś takiego, że gdy już raz się jej spróbuje, to nie da się jej porzucić.


Gdy ukazała się Twoja płyta, napisałeś, że podczas całego procesu twórczego, od pisania utworów aż do ich wydania, odkryłeś wiele nowego w sobie i swojej muzyce.

– Gdy pisałem teksty musiałem niejednokrotnie stanąć w prawdzie przed samym sobą. Przeanalizować niektóre sytuacje z całkiem innego punktu widzenia. Muzycznie natomiast zdałem sobie sprawę, że przez to, iż dużą część dzieciństwa spędziłem w Stanach Zjednoczonych, to tworząc
materiał na płytę nieświadomie odwoływałem się do wzorców amerykańskich. Z drugiej strony jestem jednak w mojej muzyce do bólu polski, pełen słowiańskiej nostalgii. Może przy pierwszym przesłuchaniu nie jest to słyszalne, ale „Pył” to takie właśnie zderzenie kultur.


Czego życzyć ci na zakończenie rozmowy?

– Koncertów. Ich najbardziej mi teraz brakuje, tym bardziej, że były w zasięgu ręki.


Rozmawiał Konrad Wójcik
Rozmowa ukazała się w Brzeskim Magazynie Informacyjnym
w numerze marzec-maj 2020

Powrót na górę
Skip to content
Ta strona internetowa jest zobowiązana do zapewnienia dostępności cyfrowej dla osób niepełnosprawnych. Stale poprawiamy komfort użytkowania dla wszystkich i stosujemy odpowiednie standardy dostępności. Nieustannie poprawiamy komfort użytkowania dla wszystkich i stosujemy odpowiednie standardy dostępności.
Stan zgodności