W wakacyjnym wydaniu Brzeskiego Magazynu Informacyjnego ukazał się wywiad z Patrykiem Świerczkiem – pochodzącym ze Złotej sędzią piłkarskim. W rozmowie z Waldemarem Pączkiem sportowiec opowiedział o swoim debiucie sprzed ponad dekady, zdradził kto jest jego wzorem oraz wspomniał nieodżałowanego Henryka Matrasa. „Sędziowanie w turnieju poświęconym jego pamięci traktuję jako zaszczyt i jako formę podziękowania za wszystko to, co mu zawdzięczam” – mówi.
Primum non nocere
Patryk Świerczek pochodzi ze Złotej. We wrześniu skończy 27 lat. Od jedenastu lat jest sędzią piłkarskim. Niedawno zdał pozytywnie egzamin kwalifikujący go do grupy PZPN Top Amator B, a to oznacza, że od sezonu 2023/2024 będzie już arbitrem szczebla centralnego rozgrywek PZPN. Praktycznie ma uprawnienia do prowadzenia meczów II ligi jako sędzia główny, teoretycznie może pojawić się na ekstraklasowych boiskach jako sędzia techniczny. Ostatnio spotkaliśmy go na II Memoriale Henryka Matrasa, by porozmawiać o jego dotychczasowej przygodzie z gwizdkiem i o planach na przyszłość.
Nigdy nie marzyłeś o karierze piłkarza?
– Pewnie, że chciałem. Bawiłem się jako kopacz, najpierw w juniorach Temidy Złota, a później przez krótki czas w Okocimskim Brzesko. Szybko jednak doszedłem do wniosku, że więcej osiągnę jako sędzia. Miałem wtedy 16 lat. Od dziecka marzyłem, żeby uczestniczyć w piłkarskich meczach na jak najwyższym poziomie. Zdałem sobie sprawę, że jako piłkarz szanse mam niewielkie, natomiast w roli sędziego? Czemu nie?
Pamiętasz swój debiut?
– To było zaraz po ukończeniu kursu. W wieku 16 lat po raz pierwszy wystąpiłem jako asystent w meczu młodzików Okocimskiego z jedną z krakowskich drużyn. Jeśli dobrze pamiętam, z Wisłą. Rok później gwizdałem już jako główny w Rylowej. W rozgrywkach seniorów zadebiutowałem na środku w spotkaniu Wulkanu Biesiadki z rezerwami Jadowniczanki. To był taki niespodziewany debiut, bo zostałem wyznaczony do sędziowania tego meczu w ostatniej chwili, w zastępstwie. Chyba zjadła mnie trochę trema, bo w moim odczuciu byłem mało przekonujący. Na pewno popełniłem kilka błędów, ale nie mających istotnego wpływu na wynik tego spotkania.
Trzeba było uciekać?
– Aż tak dramatycznie nie było. Zresztą, nigdy nie musiałem salwować się ucieczką. Raz, czy dwa razy spotkałem się z lekko nerwową reakcją po zakończeniu meczów (bo gospodarze przegrali)…, a zaliczyłem ich do tej pory ponad 700…
… pnąc się mozolnie w górę sędziowskiej drabiny. Ciężko było?
– Jak się chce coś osiągnąć, nic łatwo nie przychodzi. Doświadczenie meczowe jest bardzo ważne. Na każdym meczu podświadomie pamiętam, że gdzieś na trybunie przygląda mi się obserwator. Po każdym spotkaniu otrzymuję ocenę. Tych pozytywnych not otrzymałem zdecydowanie więcej. Do tego dochodzą egzaminy windujące sędziego na kolejne szczeble. Trzeba też, jak w każdej dziedzinie, mieć nieco szczęścia. U mnie te składniki stworzyły pewną całość powodującą, że trzy lata temu dotarłem do III ligi. Teraz zaczyna się następny etap wytyczonej przeze mnie drogi.
Coś mi mówi, że nie ostatni.
– Mam nadzieję. W tym roku spośród stu trzecioligowych sędziów z całego kraju tylko czterech dostało licencję Top Amator B, w tym ja. W ten sposób dołączyłem do grona 26 osób mających aktualnie tę kategorię. Od 13 lat żaden nowy sędzia z Małopolski nie awansował na ten pułap.
A ja dodam, że w tym kraju mamy jeszcze 10 sędziów zawodowych i 25 z kategorią Top Amator A. Zapytam zatem, kiedy Patryk Świerczek wzniesie się przynajmniej o jeszcze jeden szczebel wyżej?
– Na razie skupiam się na tym, żeby jak najlepiej zaprezentować się w II lidze, bo innej drogi do zaplecza ekstraklasy nie ma. Solidnie przygotowuję się do sezonu i z niecierpliwością czekam na II-ligowy debiut…
… oczywiście na linii, bo frycowe trzeba zapłacić.
– Nic z tych rzeczy. Każdy sędzia przystępujący do egzaminu na kategorię Top Amator B deklaruje, na jakiej pozycji chce występować. Ja startowałem na głównego i taką funkcję będę pełnił.
To kiedy ten debiut?
– Nie wiem. Zasada jest taka, że oficjalne komunikaty dotyczące sędziowskiej obsady publikowane są w każdy poniedziałek poprzedzający kolejkę ligową. Muszę zatem poczekać na ten pierwszy komunikat. Od razu wytłumaczę, że ja nie jestem już przypisany tylko do II ligi. Zakładam, że jeśli zdarzy mi się na tym szczeblu rozgrywek sędziować w 5-6 meczach, to będzie bardzo dobrze. W rundzie jest jednak 17 kolejek, dlatego nadal będę pojawiać się na boiskach niższych lig, także w KO, a nawet w A lub B klasie.
Nie obawiasz się wpadek, które mogą spotkać się z falą krytyki, a to mogłoby zahamować dalszy rozwój?
– Nie ma idealnego sędziego, który nigdy się nie pomylił. A krytyka? Nieraz przez to przechodziłem, ale pamiętajmy, że po każdym meczu znajdą się tacy, którzy mają jakieś uwagi do sędziowania. Szczególnie drużyna przegrana. Nieraz przyszło mi podczas meczu słyszeć z trybun głosy tych niezadowolonych, najczęściej artykułowanych w niewybrednej formie. Podchodzę do tego z dystansem. Na tyle skupiam się na wydarzeniach boiskowych, że większości tych inwektyw po prostu nie słyszę. Po meczu najczęściej, kiedy emocje opadną, staje się to nawet przyczynkiem do żartów. W trudnych momentach zawsze pomaga także dziewczyna, rodzina i przyjaciele.
Twierdzisz, że nie ma idealnego sędziego, który nigdy się nie pomylił. Może ty będziesz pierwszy?
– To jest chyba niemożliwe. Szymon Marciniak powiedział kiedyś, że nikt nie pamięta dziesięciu meczów prowadzonych wzorowo, z kolei nikt nie zapomni tego jednego, w którym popełniło się choćby jeden błąd. Może zabrzmi to dziwnie, ale sędziowie stosują się do tej samej zasady, którą kierują się lekarze: „Po pierwsze nie szkodzić” – sędzia nie ma być gwiazdą meczu, ma być niewidoczny i powinien bronić się swoimi dobrymi decyzjami. I tego się trzymam.
Wybiegnijmy nieco dalej w przyszłość. Czy Patryk Świerczek zamierza kiedyś poprowadzić finał Mistrzostw Świata?
– Tak daleko bym nie wybiegał, chociaż każdy ma marzenia. W II lidze jestem nowy, najpierw muszę sobie ugruntować obecną pozycję i walczyć o więcej. Marzenia nie są zabronione. Okoliczności są sprzyjające. Osiągnięcia Szymona Marciniaka działają na wyobraźnię i motywują do dalszej wytężonej pracy.
Wyczuwam, że twoim wzorem jest Szymon Marciniak.
– Nie powiem tutaj nic odkrywczego, ale tak jak inni podziwiam go za perfekcyjne zarządzanie meczem. Do moich sędziowskich idoli należy też Tomasz Musiał, którego główną zaletą jest nawiązywanie dobrego kontaktu z piłkarzami, co bardzo ułatwia prowadzenie zawodów.
Kibice piłkarscy jeszcze dobrze pamiętają afery związane w polskim środowisku z ustawianiem meczów. Przyznaj się, w ciągu tych 11 lat nie zdarzyła ci się chociaż jedna pokusa, żeby – mówiąc oględnie – okazać zbyt daleką przychylność dla którejś z drużyn.
– Nigdy. To nie te czasy. Polska piłka poszła daleko do przodu. W tym względzie na lepsze zmienił się kraj i cały świat. Jedyną pokusą, jaka mi się zdarza, to chęć pójścia na przykład na pizzę z moją dziewczyną, zamiast na trening (śmiech). Na szczęście moja dziewczyna też jest sędzią, dlatego najczęściej razem trenujemy, a na pizzę też znajdujemy czas.
Spotykamy się na turnieju upamiętniającym Henryka Matrasa. Znałeś Henia?
– Pana Henryka zapamiętam na zawsze jako nie tylko wspaniałego sędziego, ale przede wszystkim człowieka życzliwego i mimo wielu życiowych perturbacji, pełnego pogody ducha. Dużo się od niego nauczyłem. Dla niego piłka nożna była największą pasją. Kiedy awansowałem do III ligi, bardzo często towarzyszył mi w meczach na tym szczeblu rozgrywek. Przed każdą kolejką dzwonił z pytaniem, czy może się ze mną zabrać. Wyjazdy w jego towarzystwie były dla mnie prawdziwą przyjemnością, a przy okazji wiele się od niego uczyłem. Bo on jechał na te mecze nie tylko jako kibic, ale też jako nieformalny obserwator mojej pracy. Nieraz dostało mi się od niego wiele cierpkich słów, ale zawsze wypowiadanych z życzliwością. Do dziś korzystam z jego cennych uwag. Sędziowanie w turnieju poświęconym Jego pamięci traktuję jako zaszczyt i jako formę podziękowania za wszystko to, co mu zawdzięczam.
Na koniec jeszcze jedno pytanie. Jakie są twoje preferencje z perspektywy kibica piłki nożnej?
– Muszę zachować obiektywizm, dlatego na polskim podwórku nie mam zdecydowanego faworyta. Kibicuję wszystkim drużynom w europejskich pucharach. Wybiegając poza granicę kraju najmocniej trzymam kciuki za Barcelonę i Messiego niezależnie, w którym klubie występuje.
Rozmawiał Waldemar Pączek
Rozmowa ukazała się w Brzeskim Magazynie Informacyjnym w numerze lipiec-sierpień 2023