Być najlepszą wersją siebie – rozmowa z Sabiną Hajdo-Piórek

W marcowym wydaniu Brzeskiego Magazynu Informacyjnego ukazał się obszerny wywiad z Sabiną Hajdo-Piórek. Brzeszczanka w rozmowie z Konradem Wójcikiem wprowadza czytelników w tajniki świata mody, opisuje swoją drogę do sukcesu, poszukuje granicy między prostotą a banałem oraz zdradza dlaczego nie lubi, gdy ktoś nazywa ją projektantką.

Dziś prezentujemy Państwu wydłużony zapis tej rozmowy – bez skrótów związanych z ograniczonym miejscem w wydaniu gazetowym.

Być najlepszą wersją siebie

Sabina Hajdo-Piórek z córką, która jest
pierwszą modelką kolekcji dziecięcej.

Jest brzeszczanką, właścicielką istniejącej od dziesięciu lat modowej marki rêver Sabina Hajdo-Piórek. Ukończyła dziennikarstwo na UJ. Była związana z redakcjami m.in. Dziennika Polskiego i Onetu. Teraz modą zajmuje się na pełen etat. Początkowo jej pracownia oferowała ubrania skierowane do najmłodszych, kolejno przyszedł czas na kolekcje dla kobiet, co dziś stanowi trzon działalności.

Po co nam w ogóle moda?

– Dla mnie to nieodzowna część życia. Moda jest czymś przez co możemy wyrażać siebie, nasz stosunek do świata, pokazywać z jakimi grupami się identyfikujemy. To jak wyglądamy opisuje stan naszego umysłu i etap życia w jakim się znajdujemy. Gdy buntujemy się jako nastolatki, pokazujemy to przez swój wygląd. Modą wyrażamy siebie i przez jej pryzmat jesteśmy odbierani. Mimo że czasem jest to krzywdzące, to pierwsze wrażenie jakie wywieramy na innych jest oparte właśnie na naszym wyglądzie.

Zaczynałaś jeszcze na studiach od projektów dziecięcych. Czy narodziny córki bardzo zmieniły twoje postrzeganie mody dziecięcej?

– Zdecydowanie. Okazało się, że choć wizualnie było super, to dużo rozwiązań było jednak nie do końca praktycznych. Mimo, że coś ładnie wyglądało to nie sprawdzało się w użytkowaniu.

A teraz większość waszych projektów to propozycje dla kobiet.

– Wydawało mi się, że dużo jest już na rynku rzeczy dla kobiet i nie przebiję się. Kolekcje dziecięce były taką luką do zapełnienia. Z resztą do tej pory jest ich niewiele, więc to nie był zły kierunek. Dostawałam jednak wiele pytań, czy będzie coś dla kobiet. Często o to pytały mamy, które zamawiały coś dla swoich dzieci.

Często przez te dziesięć lat miałaś dość?

– Nie ma chyba miesiąca, w którym tego nie powtarzam (śmiech)! Z początku to nie funkcjonowało tak jak teraz. Szyłam w małych zakładach krawieckich, bo nie były to przecież na tyle duże ilości, by uruchamiać własną pracownię. Z resztą i tak kompletnie nie byłoby mnie na to stać. Początkowo zamówienia realizowałam za pośrednictwem Instagrama. Nie miałam nawet strony internetowej. Pamiętam jak robiłam zdjęcie pierwszej uszytej rzeczy na podłodze wynajmowanego mieszkania. Studiowałam, pracowałam w redakcji, dorabiając równocześnie w kawiarni. Za to kupowałam materiały i płaciłam krawcowym. Na tamten moment mi to wystarczało.

I w końcu odezwał się brytyjski Vogue…

– Mało brakowało, a nawet bym o tym nie wiedziała. Przeczytałam maila od nich z dużym opóźnieniem, bo byłam przekonana, że to spam! To było niedługo po narodzinach Lenki i właściwie zastanawiałam się czy nie zawiesić na chwilę działalności. I wtedy przyszła ta wiadomość z redakcji Vogue. Dotarło do mnie, że już nie mogę się zatrzymać, nie w takim momencie. Pojawiliśmy się w trzech edycjach. Przyznam, że po tych publikacjach spodziewałam się wielkich fajerwerków, że nagle otworzą się przede mną wszystkie drzwi. A to jednak nie takie oczywiste. Rynek jest po prostu przesycony i wszystko jest procesem długofalowym. Zaznaczyliśmy swoją obecność, było więcej zleceń, ale to nie tak, że wszyscy walili drzwiami i oknami. Dało mi to jednak wielkiego kopa do działania, bo wiedziałam, że idziemy w dobrym kierunku.

Spełniło się marzenie?

– Tak! Stąd wzięła się też nazwa marki („rêver” – z francuskiego „marzenie”). Mogłam je spełniać dzięki pomocy mojej mamy, która niedługo potem zmarła. To była przede wszystkim ogromna osobista tragedia i prawdziwy cios. Wiem, że pytasz jednak o firmę, więc opowiem z tej strony – rola mamy była nieoceniona. Nie wspominałam jeszcze, że po ślubie z racji pracy mojego męża mieszkaliśmy za granicą, ciągle zmieniając kraj zamieszkania. To mama zajmowała się pakowaniem wysyłek, to ona odbierała uszyte rzeczy od krawcowych… Bez niej by to nie działało. Myślę, że mama chciałaby tego żebym jednak wciąż działała. Otworzyłam więc stacjonarną pracownię w lutym 2020 roku. Kupiłam maszyny, zatrudniłam  ludzi… I miesiąc później zaczęła się pandemia. To było straszne. Braliśmy wszelkie możliwe zlecenia, np. koszulki czy maseczki. Byle tylko utrzymać się na powierzchni. Szyliśmy też dresy – w odpowiedzi na styl życia, jaki wszyscy wtedy prowadziliśmy.

Stawiacie na proste, eleganckie fasony. Nie boisz się, że przekroczysz cienką granicę między prostotą a banałem?

– Nie. Chyba na tyle dobrze to czuję, że nie obawiam się. Od zawsze się tym interesowałam, chłonęłam artykuły, blogi modowe… Tylko po prostu wcześniej brakowało mi odwagi, żeby ruszyć. Bo wiesz – młoda dziewczyna z małego miasta próbuje dostać się do wielkiego świata mody. Do tej pory spotykam się z komentarzami typu „łał, i ty robisz takie rzeczy w takim małym mieście?”. Pewnie, że w stolicy byłoby łatwiej, ale żyjemy w dobie internetu i wszystko jest możliwe. Nie ważne skąd jesteś. Trzeba po prostu włożyć w to więcej pracy.

Na waszej stronie widnieje określenie „Etyczna moda z myślą o przyszłości”. Rozbijmy to na czynniki pierwsze.

– Etyczna np. pod względem tkanin. Nie sprowadzamy niczego z Chin. To są naturalne materiały. Do tego wszystko szyjemy u nas w pracowni, w dobrych warunkach. To są limitowane ilości, przez co ubrania nie zalegają później w magazynach. No i to jest właśnie to myślenie o przyszłości. Założenie jest takie, by kupować niewiele, ale w dobrej jakości. W dłuższej perspektywie wcale nie wychodzi to drożej, bo kupując dobry płaszcz ze 100-proc. wełny  na wiskozowej czy jedwabnej  podszewce możesz używać go przez całe lata. Dużo mówi się teraz o podejściu zero waste. Wykorzystujemy skrawki materiałów do produkcji akcesoriów jak np. gumki do włosów, by w stu procentach wykorzystać tkaninę. Nie produkujemy śmieci i nie jest to produkcja masowa. Raz wypuszczone produkty nigdy się już nie powracają w tej samej formie.

Czyli unikamy sytuacji, gdy na jednym weselu trzy panie są w tej samej kreacji.

– Prawdopodobieństwo zawsze istnieje, ale jest prawie zerowe.

Teraz bardziej ogólnie. „Pokazy mody wielkich projektantów są bez sensu, bo i tak nikt nie ubiera się tak na co dzień”. Prawda, czy stereotyp?

– Jeżeli jest to pokaz tzw. mody wysokiej to wiadomo, że nikt nie ubiera się tak na zakupy. Ale nie to jest jej celem. Taka moda ma inspirować, pokazywać w którą stronę w danym sezonie zmierzają trendy.

Coś na zasadzie wystawy obrazów?

– Dokładnie. Ale są też duże pokazy mody przeznaczonej do codziennego użytku. Tak zwane net a porter.

Wróćmy do trendów. Kto je wyznacza? Kto decyduje o tym, że dany kolor jest w danym sezonie modny a inny nie?

– Zawsze końcem roku Pantone ogłasza kolor sezonu. Teraz np. jest to czerwień i zauważ, że wszędzie się ona pojawia. Bez względu na to, czy jest to duża sieciówka, czy nasza pracownia. Kiedyś były to głównie magazyny modowe i topowi projektanci, a dziś influencerzy czy nawet viralowe filmy. Czasem coś staje się trendem przez przypadek. Musimy to wyłapywać, obserwując otaczający nas świat.

Czyli tytuł stolicy mody dla Paryża jest w naszych czasach już tylko honorowy?

– Nie do końca. W głównych stolicach mody odbywają się tygodnie mody i najważniejsze pokazy. Tam spotykają się najważniejsze osoby w branży. Ale fakt, nie tylko oni dyktują dziś trendy.

A jak definiujesz siebie jako projektantka? Czujesz się bardziej artystką, czy traktujesz to raczej na zasadzie rzemiosła?

– Przede wszystkim nie określam się mianem projektanta. Z zawodu jestem przecież dziennikarką. Jestem po prostu osobą kreatywną, która zarządza marką. Rzemieślnikami są na pewno dziewczyny, z którymi mam przyjemność działać w naszej pracowni. Bo to jest rzemiosło, często pojedyncze, indywidualne projekty, nie masowa produkcja. Chyba powinnam też częściej pokazywać się w naszych social mediach, bo jest to jednak marka osobista, ale jakoś zawsze stoję gdzieś z tyłu. Źle się czuję na pierwszym planie. W ogóle, gdy dziś widzę jak duża jest to machina i ile kosztuje pracy, to wydaje mi się, że te dziesięć lat temu bałabym się pójść tą drogą. Teraz wypuściliśmy kolekcję wiosna/lato, a ja za niecały miesiąc lecę do Włoch po materiały na kolekcję jesień/zima. Wbrew pozorom czasu wcale nie jest tak dużo, bo droga od pomysłu do trafienia danego elementu garderoby na wieszak trwa około pół roku.

Spotykamy się w kilka dni po dużym wydarzeniu jakim był brzeski Dzień Kobiet. Jak to się stało, że już drugi rok jesteś bardzo ważnym filarem tej imprezy?

– Zadzwoniła do mnie Basia Kuczek z Urzędu Miejskiego. Dowiedziała się o nas chyba za pośrednictwem siostry, która kiedyś pracowała przy jednej z naszych sesji. Powiedziała, że zainspirowałam ją do tego, by pokazać ludziom różne panie z naszej okolicy, o których może rzadko się mówi, a którym udało się coś osiągnąć w swoim biznesie. To może być motywujące dla innych.

Jak myślisz, czym twoje obecność wzbogaciła tę imprezę?

– Chciałam pokazać , że bez względu na to jak postrzegasz siebie, możesz wyglądać fajnie i dobrze czuć się ze sobą. Postanowiłyśmy zaprezentować panie w różnym wieku i o różnych sylwetkach. Klasyczne fasony może ubrać każdy. To jak czujemy się w środku przelewamy potem na zewnątrz. Jeżeli w środku jest okej, najczęściej widać to też  na zewnątrz. Warto eksponować to co jest naszym atutem.

No właśnie, dużo mówi się ostatnio o ciałopozytywności. Jedni widzą w niej ucieczkę przed napiętnowaniem i potrzebę akceptacji siebie, inni szkodliwy trend promujący niezdrowy tryb życia. Da się to jakoś pogodzić?

– Trzeba jakoś to wyważyć. Nie dążyć ślepo w jednym czy drugim kierunku. Zawsze największą sztuką jest znalezienie balansu. Na takie tematy trzeba po prostu rozmawiać. Od czerwca przenosimy się do nowego budynku i tam będziemy organizować specjalne warsztaty dla pań. Najpierw miały to być spotkania stricte modowe, ale rozszerzymy to właśnie pod kątem spotkań z dietetykiem czy stylistkami. Chcemy dawać coś więcej niż tylko ubranie, bo strój jest tak naprawdę na samym końcu tego łańcucha definiującego nasz wygląd. Fajnie być najlepszą wersją siebie, ale nie zawsze jest to takie łatwe.

W muzyce co jakiś czas obserwujemy powrót starych trendów. Niedawno mieliśmy np. fascynację syntezatorami i brzmieniem lat 80, a dziś w muzyce tanecznej czerpie się garściami z tzw. najntisów. Moda działa podobnie?

– Dokładnie tak samo. Moda stale zatacza koło i prędzej czy później wracamy do tego co było. Wszystko zostało już wymyślone, nie da się stale odkrywać nowinek. Bufiaste rękawy, szerokie spodnie… To wszystko było już kiedyś. Choć trzeba przyznać, że teraz moda jest bardzo szeroka, bo jednocześnie mamy właśnie te szerokie spodnie, rurki i te zakończone ściągaczem. Nie ma wiodącego trendu.

Czyli przeglądając stare ubrania swojej mamy, zamknięte gdzieś w skrzyni na strychu mogłabyś znaleźć takie, które bez obaw ubrałabyś również dziś?

– Oczywiście. Będąc ostatnio u taty oglądałam stare zdjęcia i nie mogłam się napatrzeć na to co mama miała na sobie. Zresztą mama w ogóle miała świetne wyczucie stylu, pewnie mam to po niej. Taka skrzynia to serio byłaby skrzynia skarbów.

To prawda, że jedyne, co nigdy nie przestanie być modne to mała czarna?

– Mała czarna jest nieśmiertelna. Dobra na okazję i bez okazji. Zawsze mamy w kolekcji modele oparte właśnie o nią.

Na koniec pytanie obowiązkowe: czym byś się zajmowała, gdybyś nie robiła tego, co teraz robisz?

– Zajmowałabym się dziennikarstwem. Pewnie w branży lifestylowej czy kulturalnej – jak dawniej. Zawsze było mi to bliskie. Lubię pisać i czasem żałuję, że brakuje mi na to czasu. Może wtedy przydałyby mi się do czegoś moje studia (śmiech). Z nikim bym się nie zamieniła, ale z racji na to jak skomplikowany jest mój obecny biznes, chyba wolałabym żeby moja córka zajęła się programowaniem.

Rozmawiał Konrad Wójcik

Rozmowa ukazała się w Brzeskim Magazynie Informacyjnym w numerze marzec 2024

Powrót na górę
Skip to content
Ta strona internetowa jest zobowiązana do zapewnienia dostępności cyfrowej dla osób niepełnosprawnych. Stale poprawiamy komfort użytkowania dla wszystkich i stosujemy odpowiednie standardy dostępności. Nieustannie poprawiamy komfort użytkowania dla wszystkich i stosujemy odpowiednie standardy dostępności.
Stan zgodności