W wrześniowo-listopadowym wydaniu Brzeskiego Magazynu Informacyjnego ukazał się wywiad z Jankiem „Jankielem” Koźmińskim. Brzeski raper w rozmowie z Konradem Wójcikiem opowiada o swoich rapowych początkach, inspiracjach, pozycji rapu na rynku muzycznym i o tym co pozwala twórcom zachować niezależność.
„W rapie jestem egocentryczny”
„Jankiel” to pochodzący z Brzeska 25-letni raper, który na swoim koncie ma już pierwsze muzyczne sukcesy, m.in. tytuł rapera czerwca #RapWizjera i niedawne wyróżnienie dla najnowszego utworu pt. Blask. Jest absolwentem brzeskiego liceum, obecnie studiuje produkcję muzyki w Szkole Muzyki Nowoczesnej we Wrocławiu. Pierwsze amatorskie nagrania publikował już w 2015 r. Jego najnowsze wydawnictwo to Ultrafiolet LP, wydane własnym sumptem na przełomie 2020 i 2021 roku.
Znasz rapera z Brzeska lub okolic, któremu udało się wybić?
– Chyba tylko Horus HSK, który działał w krakowskim składzie Freshville. Spotkaliśmy się przy okazji jednego z koncertów, ale wydaje mi się, że już zakończył swoją przygodę z rapem. Oprócz niego nikt nie przychodzi mi do głowy.
Czyli będziesz pierwszy.
– Wolę nie mówić „hop”. Nie lubię zapeszać. Coś tam powoli się kręci, każdy nowy utwór wrzucony do sieci powoduje, że „coś się dzieje”, że jest jakiś odzew. Nie są to jednak kroki milowe, nie mam dziesiątek tysięcy wyświetleń.
Utwór Kastet ma na Youtube ponad 7,5 tys. odsłon.
– Tak, Kastet „siadł” najlepiej, ale mam świadomość, że wciąż nie są to jakieś porażające liczby. Ludzie odczuwają już chyba przesyt rapu w internecie. Wybór wykonawców jest tak duży, że słuchacz rzadko zatrzymuje się dłużej przy jednym artyście. Czasem potrzeba zwykłego szczęścia, poznania kogoś, kto pomoże się wypromować.
Skąd chęć, by stanąć po drugiej stronie mikrofonu?
– Zawsze lubiłem tworzyć, niekoniecznie była to muzyka. Już jako dzieciak uwielbiałem wykonywać różne prace plastyczne. Pod koniec gimnazjum słuchaliśmy z chłopakami dużo rapu i pojawił się pomysł, by stworzyć coś swojego. Zaczęło się pisanie wersów, układanie melodii… Spodobało mi się to „klejenie” wokalu z muzyką i tak już zostało.
Rapujesz o sobie, opisujesz otaczający świat, czy raczej kreujesz rzeczywistość?
– Staram się opisywać realne rzeczy, nie mam drygu do storytellingu, tworzenia światów. Napisałem nawet kilka takich kawałków, ale nie wiem czy kiedykolwiek nagram któryś z nich. W rapie jestem raczej egocentryczny, skupiam się na swoich doświadczeniach i przeżyciach, na sprawach ludzi, którzy mnie otaczają. Nie chcę w żaden sposób nauczać, moralizować… Szczególnie płyta, którą teraz wydaję, jest bardzo osobista. Najbardziej się na niej otwarłem. Miałem dość trudny okres w życiu, co przełożyło się na dosyć szybkie napisanie kawałków na album.
Klasyk mawiał, że jeżeli nie masz depresji, nigdy nie napiszesz dobrych tekstów.
– I chyba coś w tym jest. Negatywne emocje są zdecydowanie najmocniejsze. Bardzo przeżywasz wszelkie złe sytuacje, chcesz się z nich oczyścić, wyrzucić je z siebie. Ludzie częściej utożsamiają się z tego typu utworami.
Zdobyłeś niedawno tytuł rapera miesiąca w internetowej akcji #RapWizjer.
– To dość ciekawa historia, bo nawet nie wiedziałem, że biorę udział w tej akcji (śmiech). Podrzucałem od czasu do czasu moje utwory chłopakowi, który zajmuje się streamowaniem przeglądów rapowego podziemia. Nie robiłem tego, by brać udział w konkursach, ale zasięgnąć opinii, może też zwiększyć trochę swoje zasięgi. A tu nagle otrzymałem widomość, że zostałem najlepszym raperem czerwca.
Taki tytuł otwiera wiele drzwi w rapowym świecie?
– Myślę, że jest raczej sympatycznym wyróżnieniem, potwierdzeniem, że wybrałem dobrą drogę.
Środowisko hiphopowe jest hermetyczne?
– Trudno wypowiedzieć mi się na ten temat. Nie mam jeszcze dużej styczności z ludźmi, którzy żyją z tej muzyki, ale do tej pory nie spotkałem się z negatywnym podejściem z ich strony. Są raczej otwarci, nie odczułem nigdy zazdrości, zawiści. Może dlatego, że nie jestem zbytnio konfliktowy. Środowisko jest na pewno mniej hermetyczne niż 10-15 lat temu. Twórcy otwierają się na inne gatunki, granica między rapem i muzyką popularną mocno się zaciera. Paradoksalnie rap, jako najbardziej popularny gatunek na świecie, można nazywać dziś nowym popem.
Zacytuję fragment twojego utworu: „siadaj, opowiedz bracie jak ci mija czas. Czy nadal siedzisz w rapie, czy ten ogień zgasł”. Początki są trudne. Nie boisz się, że sukces nie przyjdzie i wtedy ogień zgaśnie?
– Nie boję się, bo rap to dla mnie przede wszystkim zajawka. Jestem realistą. Jeżeli się uda, to super, a jeżeli nie… cóż, takie jest życie. Świat się nie zawali. Mam pracę, mam z czego żyć. Studiuję produkcję muzyki, żeby w przyszłości móc pracować z muzykami, czy to jako realizator w studio, czy przy wydarzeniach na żywo. Chciałbym pozostać w branży.
Z takim wykształceniem będziesz mógł też produkować własne podkłady.
– Oczywiście. Wierzę, że pomoże mi się to rozwinąć muzycznie. Kształcenie słuchu, teoria muzyki… To jest bardzo ważne. Wokal to tylko przyprawa dla muzyki, najważniejsza jest melodia. Znam wiele utworów z bardzo przeciętnym tekstem, których mimo to słucha się z przyjemnością, bo mają świetny podkład. Muzyka ma niezwykłą siłę przebicia i przekazywania emocji.
Brzmi to niecodziennie i pokornie w ustach rapera.
– Trochę tak (śmiech). Pokora to podstawa w każdej dziedzinie.
A jakie jest twoje muzyczne marzenie?
Żyć z muzyki. Móc utrzymać się z tego, co kocham robić. Po prostu.
Zespołom rockowym czy popowym o wiele łatwiej jest zacząć. Mogą np. wystąpić na dniach miasta czy innych imprezach, by wypromować się choćby w lokalnym środowisku. Raperów nie zaprasza się na takie wydarzenia.
Trudno stwierdzić, czemu tak jest. W mniejszych miastach publika oczekuje chyba innych wykonawców. Zespoły z żywymi instrumentami są bardziej atrakcyjne pod kątem tego typu imprez. Może to też potrzeba zmiany pokoleniowej wśród osób organizujących lokalne wydarzenia?
Dawniej miejscem rapu była ulica, co wynikało z bezpośredniego powiązania z kulturą hiphopową. Dziś raperzy skazani są na internet.
– Internet jest wolnym medium. Nie trzeba układać się z wydawcami radiowymi czy telewizyjnymi. Tu artyści nie są niczym ograniczeni, choć wciąż by zaistnieć, potrzeba trochę szczęścia. Odbiorcy rapu funkcjonują głównie w sieci, więc właściwie nie doskwiera im brak tej muzyki w mediach głównego nurtu.
W takim razie Mickiewicz byłby dziś raperem?
– Słyszałem już gdzieś taką opinię.
Może przesadziłem z Mickiewiczem, ale dajmy na to Kaczmarski czy Brylewski, czyli ludzie, którzy swoją twórczością przeprowadzali świadomościową rewolucję, obalali ustroje.
– Ciężko jednoznacznie stwierdzić, ale myślę, że pod kątem treści mogłoby tak być. Rap, pomimo swojej popularności wciąż jest mocno antysystemowy. W pewnym stopniu otwiera oczy, budzi z letargu. Oczywiście nie każdy, ponieważ dzisiejszy rap to również muzyka stricte do zabawy, ale myślę, że w tym gatunku nadal jest pierwiastek buntu.
Co definiuje hiphop? Jaka jest jego przewodnia emocja?
– Myślę, że musimy zacząć od tego, że kultura hiphopowa właściwie już nie istnieje. Sam mówiłeś, że teraz wszystko przeniosło się do internetu. Są graficiarze, wróciły deskorolki, ale to tylko moda, nie subkultura. Hiphopowcy byli zazwyczaj dzieciakami z marginesu społecznego. Uprawiali rap, by wyrwać się z tej monotonii, szukać perspektyw. Teraz nie jest to tak spójne, a granica między podziemiem a mainstreamem mocno się zaciera.
Dla wielu osób rap to wciąż przekleństwa, brudne ulice, narkotyki. Co powiedziałbyś, by wyprowadzić ich z błędu?
– Nic bym nie mówił. Po prostu puściłbym im dobry rap. Myślę, że to najlepsze remedium.
W obliczu ostatniego roku, który upłynął pod znakiem obostrzeń i zamknięcia w domach, utwór w którym przewija się fraza „siadaj, pogadaj tu ze mną o życiu” nabiera wyjątkowego znaczenia. Przez długi czas nie dało się usiąść razem i pogadać. Pisałeś go z myślą o ówczesnej sytuacji?
– To zbieg okoliczności. Tekst napisałem jeszcze przed rozpoczęciem pandemii. To ciekawe, że na tak wiele sposobów można interpretować muzykę.
Myślisz, że teraz bardziej doceniamy to, że możemy usiąść i pogadać? Gdy oglądam serwisy informacyjne, nie chce mi się wierzyć, że ludzie przewartościowali priorytety.
Pewnie masz rację, ale myślę, że wszystko zależy od człowieka. Ogólna dezinformacja i strach, który padł na społeczeństwo na początku ubiegłego roku, może rzeczywiście sprawiły, że inaczej spojrzeliśmy na życie. Sytuacja trwała jednak tak długo, że ludzie zwyczajnie mają tego dość i wielu reaguje na nią wręcz agresywnie.
Czego życzyć ci na zakończenie rozmowy?
– Powodzenia. Tyle wystarczy.
Rozmawiał Konrad Wójcik
Rozmowa ukazała się w Brzeskim Magazynie Informacyjnym
w numerze wrzesień-listopad 2021